Detektyw Warszawa - ranking Najlepsi 2023. Oto ranking Detektywów w Warszawie w 2023 r. wybranych z 220 zarejestrowanych firm. Średnia ocena, jaką uzyskali Specjaliści to 4.99 na podstawie 1276 opinii. Porównaj oferty – bezpłatnie i niezobowiązująco!
Tłumaczenie hasła "детектив" na polski Detektyw, detektyw, Detektyw to najczęstsze tłumaczenia "детектив" na polski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Он би јебеш све, укључујући Кибблес детектив залогајем. ↔ Przeleciałby wszystko, łącznie z Detektywem Nibble Kibbles.
Tłumaczenie hasła "homicide detective" na polski detektyw z wydziału zabójstw jest tłumaczeniem "homicide detective" na polski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: I have two homicide detectives just waiting for my call. ↔ Mam dwóch detektywów z wydziału zabójstw, czekających na mój telefon.
Metody detektywistyczne w Polsce. Sto lat temu w świat kryminalistyki przebojem wkroczyła nauka. Odtąd przedwojenny detektyw miał do pomocy daktyloskopię, analizy chemiczne i grafologów
Syn, 10-letni Krzysztof Junior jest jego oczkiem w głowie, a detektyw nie ukrywa, że szykuje go na swojego następcę. Nieślubne dziecko Krzysztofa Rutkowskiego.
Znalezione szczątki należą do zaginionej 7 lat temu w Niemczech Polki. Aktualizacja z 29 sierpnia 2023, godz. 13.09. O nowych faktach w sprawie śmierci zaginionej 7 lat temu Polki w Niemczech napisaliśmy w artykule: Jej szczątki znaleziono w szopie na posesji jej męża. „Ciało Doroty Gałuszki-Granieczny było wielokrotnie
piSRi. ochrona fizyczna Oferujemy usługi z zakresu ochrony osób i mienia. Działania ochrony mają za zadanie udaremnienie lub zminimalizowanie skutków nieproszonej ingerencji intruza. Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy, już przegrał. Bertold Brecht
Detektyw Katowice – obserwacja Poznań. Agencja Detektywistyczna ACER wykonuje zlecenia dla biura detektywistycznego partnerskiego z Niemiec. Sytuacja jak ustalono wstępnie w rozmowie telefonicznej wyglądała bardzo nieciekawie. Detektywi z Niemiec przedstawili sytuację dokładnie po przylocie do Polski. Ustalono,że jeden z ich klientów z terenu Niemiec wynajmuje w Poznaniu magazyny handlowe. W magazynach klient niemiecki przechowuje towar jakim handluje na terenie Polski i Europy. Jak ustalił własnymi kanałami obywatel Niemiec towar przechowywany w magazynach co jakiś czas znikał drobnymi partiami. Detektywi niemieccy przeprowadzili wstępne rozpoznanie we własnym zakresie na terenie Polski. Po tym rozpoznaniu doszli do wniosku,że nie będą w stanie wykonać samodzielne tego zlecenia dla swojego klienta. Zaproponowali swojemu klientowi wdrożenie do pomocy Agencji Detektywistycznej ACER. Detektywi z Niemiec w przeszłości wykonali już kilkadziesiąt wspólnych operacji detektywistycznych z tą agencją detektywistyczną. Detektyw Katowice – obserwacja Poznań Klient z Niemiec zaaprobował sugestie detektywów i tak Agencja Detektywistyczna ACER otrzymała nowe ustaleniu warunków współpracy detektywi Agencji Detektywistycznej ACER udali się do Poznania celem rozpoczęcia obserwacji magazynów. Zadanie detektywów polegało na dokumentowaniu każdego pojazdu ciężarowego i osobowego wjeżdżającego i opuszczającego teren magazynów. Obserwacja prowadzona przez Detektyw Katowice kontynuowana była do momentu kiedy właściciel nie zorganizuje audytu magazynu i wywiezienia towaru. Teren , w którym Detektyw Katowice prowadził czynności był terenem bardzo trudnym. Magazyn znajduje się na obierzach Poznania, w terenie słabo zamieszkałym. Dodatkowo jest to teren polno- leśny. Nie było możliwości prowadzenia obserwacji nawet kilkugodzinnej w sposób skryty. Klient poinformowany o tym fakcie zdecydował się na prowadzenie czynności mimo to. Detektywi Agencji Detektywistycznej ACER wykonali to zlecenie. Po czterech dniach prowadzenia obserwacji na miejsce przyjechał detektyw z Niemiec wraz z przedstawicielami firmy niemieckiej. Detektyw Katowice – obserwacja Poznań Osoby te przeprowadziły audyt magazynów i spis towarów znajdujących się na magazynie. Wszystkie towary na następny dzień zostały zabrane przez właściciela i przewiezione do innego miejsca Agencji Detektywistycznej ACER przebywali na miejscu do zakończenia czynności przez pracowników firmy. Po zakończeniu obserwacji dla biura partnerskiego z Niemiec został sporządzony raport z ustaleń jakie zrobiono w ciągu kilku dni. Jeśli posiadasz podobny przypadek i chcesz mieć pewność że w twojej firmie nie dzieją się nieprzewidywalne rzeczy skontaktuj się z Agencją Detektywistyczną ACER. Jesteśmy w stanie wykonać zlecenie na terenie Polski jak i na terenie Niemiec. Agencja Detektywistyczna Katowice Jeśli nie masz pewności co do swojego partnera biznesowego, kontrahenta i nie chcesz żyć w niepewności skontaktuj się z Agencją Detektywistyczną ACER Nasz telefon 504 225 867 Zapraszamy do kontaktu Agencja Detektywistyczna ACER
Opublikowano: pt, 8 lis 2019 17:05 Autor: Wiadomości Ciąg dalszy dociekania prawdy, dotyczącej poszukiwań i śmierci Marcina Dmytryszyna z Nehrybki. Na jaw wychodzą kulisy sprawy tak bulwersującej, że ciężko ją skomentować. Zamiast komentarza przedstawimy fakty. Będziesz wstrząśnięty! Marcin Dmytryszyn z Podkarpacia zaginął 26 marca tego roku. Ta historia jest dobrze znana naszym Czytelnikom, bo pisaliśmy o niej często i często też prosiliśmy o pomoc w poszukiwaniach. Marcin zaginął w Holandii, po kłótni z kolegą. Wyszedł z wynajmowanego mieszkania i odjechał własnym autem. Świadkowie mieli wrażenie, że Marcin mógł się czegoś lub kogoś bać, prawdopodobnie sam zgubił dokumenty się z prośbą o pomoc na policję, ale ta odesłała go do konsulatu. Przez barierę językową policjanci nie zrozumieli, co Marcin chce im przekazać. Poszukiwania w Holandii na wielką skalę rozpoczęła nie tylko policja, ale również Polacy tam pracujący i mieszkający. Nie udałoby się to, gdyby nie grupa osób działających na Facebooku pod nazwą Zaginięcia - Niewyjaśnione sprawy w Polsce. To dzięki niej holenderskie media pisały szeroko na temat poszukiwań Marcina i organizowane były wspólne poszukiwania w chcesz poznać szczegóły odsyłamy do artykułów:Jesteśmy w tym miejscu, kiedy możemy śmiało napisać, że pani Danuta Dmytryszyn prosiła o pomoc byłego marszałka RP Marka Kuchcińskiego i poseł Krystynę Skowrońską, sprawa trafiła nawet do Ministerstwa Spraw Zagranicznych - nikt nie był w stanie pomóc rodzinie, sprawa cały czas stała w miejscu, a cenny czas mijał. Rozpaczliwych telefonów z prośbą o pomoc było wiele, my również interweniowaliśmy, ale jako strona w sprawie nie mogliśmy nic. Odsyłano nas z kwitkiem. Jako redakcja prosiliśmy o wsparcie media ogólnopolskie - żadne nie wyraziły czasie pani Danuta poinformowała nas, że rodzina zgłosiła się do programu "Ktokolwiek widział ktokolwiek wie". 22 sierpnia ekipa programu rozmawiała z policją, dwa dni później - z rodziną. Zebrany został materiał, a wyemitowany 7 września. W tym samym czasie swoje działania z polecenia redaktora Andrzeja Minko, pomysłodawcy i współautora programu, rozpoczął detektyw Bartosz Weremczuk. To on, jak przekazała nam pani Danuta i detektyw, pomógł jej założyć zbiórkę pieniędzy na by rodzina mogła opłacić działania poszukiwawcze. W czasie emisji programu zbiórka pieniędzy była jeszcze aktywna, ale niewiele osób na nią odpowiedziało. Nie udało się zebrać kwoty, na jaką września dowiedzieliśmy się, że pojawiło się światło w tunelu. Do redaktorów programu "Ktokolwiek widział Ktokolwiek wie" odezwała się kobieta, która rzekomo miała widzieć Marcina w Niemczech i nawet z nim rozmawiać. Prawdziwość jej słów miał zbadać detektyw. Zbiórka pieniędzy na dalsze poszukiwania została przedłużona. Bartosz Weremczuk, jak zapewniona była rodzina, miał tam pojechać i sprawdzić, czy chłopak o którym mówiła informatorka, to rzeczywiście Marcin. Z informacji uzyskanej od samego śledczego wynika, że rodzina nie wyraziła zainteresowania, by to zweryfikować na miejscu. Wiemy od pani Danuty, że detektyw dał 99% pewności, że tym chłopakiem jest jej syn. Pan Bartosz Weremczuk z kolei zaznaczył, iż nigdy nie przekazał rodzinie informacji, że chłopak z Niemiec to Marcin. Chciał mieć pewność i jak zaznaczył - wtedy podać do opinii choć nie mogła zrozumieć, dlaczego Marcin nie potwierdza w konsulacie swojej tożsamości, zaczęła wierzyć, że on naprawdę żyje, pracuje, tylko potrzebuje czasu, by się do bliskich odezwać. Pojawiły się pierwsze komentarze skierowane do rodziny, że żeruje na naiwności ludzi dobrej woli. Bo skoro Marcin się odnalazł, dlaczego nadal prowadzona jest zbiórka, dlaczego trwają poszukiwania? Choć rodzina mocno wierzyła, że Marcin z Holandii wyjechał do Niemiec, wiedziała, że jest ta niepewność, bo chłopak który miał być rzekomym Marcinem nie pojawił się ani na policji, ani w konsulacie, nie potwierdził wiadomość o odnalezieniu Marcina 7 października przekazał redaktor Andrzej Minko na fanpejdżu programu "Ktokolwiek widział Ktokolwiek wie":Mimo że pan Minko sam podkreślił w poście, że do tamtej pory Marcin się nie odezwał, opublikował niepewną informację przekazując ją opinii publicznej. O odnalezieniu Marcina mówił również na antenie kilka dni wcześniej, 28 września. Powiedział tak:- Dzisiaj możemy powiedzieć, że Marcin Dmytryszyn żyje, ma się dobrze, pracuje, mieszka na terenie Najważniejsze, że Marcin żyje i że udało nam się tę sprawę tym programie wylała się kolejna fala hejtu na rodzinę, a pani Danuta, mama Marcina, w rozpaczy przekazała nam, że chyba niektórzy woleliby, aby Marcin jednak nie 27-latka zostały wstrzymane przez Polaków przebywających w Holandii, na domiar wszystkiego zakończyły się intensywne poszukiwania przez tamtejszą policję, bo według holenderskiego prawa po półrocznych poszukiwaniach policja choć nadal poszukuje, to już nie w tak szerokim zakresie jak do tej pory. Pozostało czekanie, czekanie, czekanie, aż Marcin z Niemiec się października. Pracownicy poszerzający rów wzdłuż drogi w Wieringerwerf znajdują zwłoki. Pojawiły się pierwsze informacje, że mogą należeć do Marcina Dmytryszyna. Rodzina w szoku, bo Marcin przecież pracuje w Niemczech. Po kilku dniach wyniki badań DNA potwierdziły tożsamość. Było już wiadome: Marcin nie żyje, a to co zostało powiedziane w programie "Ktokolwiek widział Ktokolwiek wie" uśpiło czujność wszystkich, którzy przez ostatni miesiąc mogli nadal prowadzić poszukiwania. Rodzina jest załamana, rozpacz i żal to najtrafniejsze słowa, jakie mogą opisać to, co przeżywa Nawet mnie nie przeprosił, dał nadzieję i zgasła- krótko wyznała nam pani Danuta."29 września w programie "Ktokolwiek widział Ktokolwiek wie" pan Andrzej Minko podał informację, że Marcin żyje, mieszka w Niemczech i nie chce kontaktu z rodziną. Kilka dni później ta sama informacja ukazała się na facebookowym profilu programu. Niestety, jak się okazało, ciało Marcina znaleziono 8 km od miejsca, w którym zaginął w ta sytuacja świadczy o tym, jak bardzo zabrakło w tych działaniach profesjonalizmu oraz empatii, która w sprawach zaginięć jest nieodzowna. Każdy detektyw sprawdza informacje. Pan Andrzej Minko wziął za pewnik słowa informatora. Nie potwierdził jego rewelacji. Reperkusje są ogromne, ale najważniejszą jest utrata zaufania do ludzi i całego programu. Zadziałała rutyna, która nie może mieć miejsca przy tragedii, jaką jest zaginięcie. Trudno sobie wyobrazić euforię matki, kiedy dowiedziała się, że jej syn jest bezpieczny a potem jej stan, gdy zostały odnalezione jego szczątki.""Popełniono ogromny błąd, a tu nie ma miejsca na pomyłki. Dziennikarz cieszący się tak wielkim zaufaniem podał niesprawdzone informacje i prawdopodobnie gdyby nie przypadek, rodzina i bliscy żyliby w przekonaniu, że Marcin żyje i ma się dobrze. Informacja ta była równoznaczna z zaprzestaniem poszukiwań. Od tamtej pory w świadomości ludzi utarło się przekonanie, że Marcin już nie jest zaginiony, że już go nie trzeba szukać. Rodzina odchodzi od zmysłów, a dziennikarz cierpiącej i bezsilnej mamie daje nadzieję, by za chwilę zadać cios prosto w serce!""Po informacji, że Marcin żyje w Niemczech wielka ulga dla osób które pomagały w poszukiwaniach, a przede wszystkim dla rodziny. Nagle kolejna informacja o odnalezieniu ciała Marcina. To był cios dla wszystkich, którzy byli blisko tej sprawy i mają w sobie choć odrobinę empatii. Opublikowanie w mediach niepotwierdzonej niczym informacji, że Marcin żyje i ma się dobrze było według mnie co najmniej niedopuszczalne. Angażując się w pomoc rodzinom osób zaginionych, trzeba skrupulatnie i z zaangażowaniem badać każdy szczegół. Tutaj tego zabrakło."Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że redaktor Minko ma się odnieść do sprawy poszukiwań Marcina Dmytryszyna w najbliższym programie. Na pytania wysłane z redakcji Korso24 nie odpowiedział do dnia dzisiejszego. Czy przeprosi rodzinę na antenie? Wiemy, że twórcy programu nie zaproponowali pomocy rodzinie, kiedy nadeszła informacja o znalezieniu zwłok, a z kolei rodzina nie była informowana o wszystkich działaniach redakcji programu "Ktokolwiek widział Ktokolwiek wie". Wiemy jedno: nie informator jest tu winny, a osoba, która do publicznej wiadomości podaje wiadomości przez siebie niesprawdzone. Smutny finał tej historii. Marcin, spoczywaj w spokoju. Zaloguj się aby otrzymać dostęp do treści premium
Płomienny romans rozpoczął się niczym najpiękniejsza bajka. Ich miłości sprzyjała nawet sceneria urokliwej Wenecji. Ewa, młodziutka studentka trafiła do Włoch na praktyki wakacyjne. Odbywała je w międzynarodowym biurze. Piękna Polka szybko wpadła w oko Mustafie, który został z Niemiec oddelegowany do pracy w weneckim oddziale firmy. – Cześć. Jestem Mustafa. Pójdziesz ze mną po pracy na kawę? – zagadnął po polsku w czasie przerwy obiadowej. Ewa ucieszyła się z tej propozycji. Czuła się wyobcowana w nowym miejscu. Jednak była zbyt nieśmiała, aby pierwsza zawierać znajomości. A tu przystojny obcokrajowiec, w dodatku mówiący po polsku, zaprosił ją na kawę. Czarnowłosy i ciemnobrewy mężczyzna nie ukrywał swojego tureckiego pochodzenia. Twierdził jednak, że jego matka jest Niemką, a on wychował się w tolerancyjnej rodzinie o proeuropejskim nastawieniu. Oczarował Ewę swoją galanterią. Codziennie przynosił jej kwiaty, zabierał na romantyczne spacery i kolacje przy świecach. W wolne od pracy dni chętnie pokazywał urokliwe zakątki Włoch. Wkrótce stali się nierozłączni. Wprawdzie Ewa obawiała się związku z mężczyzną o odmiennej kulturze, ale w końcu uległa jego zalotom. Tym bardziej, że Mustafa nie sprawiał wrażenia fanatycznego muzułmanina. Nie stronił od alkoholu. Nie przestrzegał postu. Pokochała przystojnego Turka z całego serca. Z przerażeniem odliczała dni do końca swojego stażu. Mustafa przekonał ją, aby nie wracała do kraju i została wraz z nim we Włoszech. Czekaj na mnie, bo cię zabiję! Początkowo zakochani rozmawiali ze sobą po polsku. Mustafa nauczył się naszego języka jeszcze w Niemczech. Jego biuro często prowadziło interesy z Polakami. Ewa znała dość dobrze angielski, ale jej ukochany nie mówił w tym języku. Wkrótce błyskotliwa Polka postanowiła nauczyć się dla Mustafy niemieckiego. Po półrocznej znajomości musieli się rozstać, ponieważ Mustafa wracał do Niemiec. Ewa postanowiła wyjechać do Polski. – Będę do ciebie pisał. Nic się nie bój. Kocham cię! – gorąco zapewniał Ewę Turek. Szybko wyszło na jaw, że to nie tęsknota za krajem, czy rodziną, ciągnęły go do Niemiec. Miał do odsiedzenia w więzieniu półroczny wyrok. Kiedy Ewa dopytywała, za co został skazany, twierdził, że za błahostkę i wykręcał się od odpowiedzi. Z więzienia pisał do Ewy pełne miłosnych zapewnień listy. Czasami jego wyznania były pełne gwałtownych emocji. Groził wówczas w listach Ewie, że popełni samobójstwo, jeśli ona go opuści. Nie ukrywał też, co może ją spotkać, jeśli znajdzie sobie innego mężczyznę. Pisał w listach: „zabiję cię, jeśli nie będziesz na mnie czekała”. Polce nie podobały się te groźby, ale nie traktowała ich poważnie. Kładła je na karb tureckiego temperamentu. Zwłaszcza, że ani myślała o odejściu od przystojnego obcokrajowca. Kochała go z całego serca i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Raz brutal, raz romantyk Po opuszczeniu przez Mustafę więzienia, polsko – turecka para zamieszkała w Niemczech. Z dnia na dzień Turek z romantycznego kochanka przemienił się w drażliwego awanturnika. Co gorsze całe dnie i wieczory nie było go w domu. Zamykał Ewę samą w mieszkaniu. Nie mogła nigdzie wychodzić, ani z nikim się spotykać. Nie mówił, kiedy wróci, co będzie robił. A kiedy przychodził do mieszkania wszystko mu się nie podobało. Narzekał na jedzenie przygotowane przez Ewę, wyśmiewał jej słowiańską urodę. Był zgryźliwy i dokuczliwy. Po kilku miesiącach wspólnego życia Ewa miała dosyć samotności i awantur. Postanowiła wrócić do Polski. Zwłaszcza, że w trakcie pobytu w Niemczech Mustafa nie przedstawił jej swojej rodzinie, ani nie podejmował rozmów dotyczących ich wspólnej przyszłości. Kiedy Mustafa zobaczył, że Ewa pakuje walizki i chce odejść, jego miłość nagle odżyła. Znowu zapewniał o swoim uczuciu, był czuły i delikatny. Polka jednak postawiła na swoim. Wróciła do rodzinnego miasta. Kontynuowała studia. Rozglądała się w kraju za pracą. Odnowiła zerwane przyjaźnie. Wówczas turecki narzeczony przyjechał do Polski. Pierwsze dni były cudowne. Mustafa oczarował i przekonał do siebie rodzinę Ewy. Jednak już po kilku tygodniach obcokrajowiec wrócił do swoich przyzwyczajeń. Znowu znikał na całe dnie z domu. A nawet, kiedy spędzał czas z Ewą, to ciągle narzekał na pobyt w Polsce. – Nudzę się. Tu nawet nie ma dobrej dyskoteki, czy pubu. Przywiozłaś mnie do jakiejś obskurnej dziury. To przez ciebie muszę tu gnić! – krzyczał ze złością do Ewy. Za dużo nas dzieli W końcu młoda kobieta miała dość jego narzekań. Postanowiła wrócić z ukochanym do Niemiec. Chciała jeszcze raz spróbować ułożyć wspólną przyszłość. Jednak i tam ich życie było nie do zniesienia. Kłócili się o każdy drobiazg. Mustafa coraz częściej okazywał Polce znudzenie. Bywał wulgarny i okrutny. – Jesteś tanią, polską dziwką! Nikt cię nie chce! Powinnaś mnie po stopach całować, że cię wziąłem! – ubliżał Ewie coraz częściej. Wprawdzie po takich wybuchach przepraszał dziewczynę namiętnymi pocałunkami lub przynosił kwiaty, ale coraz częściej zdarzały mu się złe dni. W końcu miała dosyć poniżania. – Nie możemy być razem. Za dużo nas dzieli. Wracam do kraju – oznajmiła kochankowi i nie czekając na jego reakcję wsiadła do pociągu. Nie minęło nawet kilka tygodni, kiedy Mustafa zaczął ją zadręczać telefonami, listami, esemesami. Znowu gorąco zapewniał ją o swojej miłości. – Nie mogę bez ciebie żyć. Wybacz mi. Wróć do mnie – błagał do słuchawki. Telefonicznie zamawiał dla niej naręcza kwiatów. Kilka razy niespodziewanie pojawił się przy jej domu rodzinnym, aby osobiście wyznać miłość. Tym razem Ewa pozostała nieugięta.
Co roku Policja odnotowuje około 17 tysięcy zaginięć Polaków w Polsce i za granicą. Nagła utrata kontaktu z bliską osobą jest traumą dla rodzin. Ludzie giną bez względu na wiek, płeć i status społeczny. O zaginięciach Polaków za granicą i ich poszukiwaniach rozmawiamy z redakcją strony SOS Zaginięcia. Prowadzi ją sześć wolontariuszek: Emilia Galaszek-Glapińska, Iwona Sujta, Anna Suskur, Agnieszka Koźmińska, Marta Wandas, Magdalena Kwas-Adamowicz. Polski Obserwator: Skąd pomysł na stworzenie strony „SOS Zaginięcia” na Facebooku? SOS Zaginięcia: Kilka lat temu pewna rodzina poprosiła nas o pomoc w poszukiwaniach. Wspólnie z zaangażowanym detektywem próbowałyśmy dojść do prawdy. To była sprawa, która od lat stała w miejscu – wtedy po raz pierwszy pojawiły się pytania: czy nie można było zrobić więcej?, czy wykorzystano wszystkie możliwości? I tak właśnie zrodził się pomysł stworzenia strony, za pomocą której mogłybyśmy pomagać. Zauważyłyśmy, że ludzie po prostu nie wiedzą, co robić w chwili zaginięcia kogoś bliskiego. I nie ma w tym nic dziwnego, bo kto z nas potrafi przewidzieć swoje zachowanie w takich okolicznościach? Niepewność i strach o bliską osobę paraliżuje i dezorientuje nawet największych twardzieli. Chciałyśmy dać bliskim zaginionych pomoc, podpowiedź, co należy zrobić, gdzie się udać, co mogą zrobić sami, a czym muszą zająć się odpowiednie służby. Chcieliśmy dać wsparcie i pokazać, że nie są z tym sami, a jednocześnie przekonać, że ten czas tuż po zaginięciu jest decydujący i trzeba go jak najlepiej wykorzystać. Niestety, do dziś panuje przekonanie, że musi minąć 48h by zgłosić zaginięcie. Otóż nie, tak już nie jest, ale wciąż nie każdy o tym wie. Dlatego, kiedy nagle zawala się świat i ludzie stają się bezradni, pojawiamy się my. My, jako osoby, które prowadzą stronę i my, jako całe SOS Zaginięcia, które tworzy już ponad 95 tys. osób. Czytaj dalej poniżej Polski Obserwator: Od kiedy prowadzicie stronę? SOS Zaginięcia: Strona została założona w sierpniu 2018 roku – to już prawie 3 lata naszej działalności. Nasza strona to obecnie ponad 95 tys. obserwujących, zasięgi strony – to już milionowe statystyki. Nasze posty tylko w tym roku zostały udostępnione aż 230 tysięcy razy. W bieżącym roku, czyli w ciągu 5 miesięcy, opublikowaliśmy już prawie 400 postów dotyczących zaginięć. Oznacza to, że 400 rodzin/bliskich zaginionych zgłosiło się do nas z prośbą o pomoc. Musimy jednak zaznaczyć, że na naszej stronie zamieszczane są apele dotyczące tylko oficjalnych zaginięć, czyli tych zgłoszonych na policję. Polski Obserwator: Ile osób/wolontariuszy liczy redakcja strony? SOS Zaginięcia: Początki co prawda nie należały do najłatwiejszych, lecz z czasem nabrałyśmy doświadczenia i wiedzy w dziedzinie zaginięć. Świadomość, że rodziny liczą na naszą pomoc i wsparcie motywowało nas do pracy. Same początki to praca 2 osób, jednak bardzo szybko pojawiły się kolejne 4. Na chwilę obecną jest nas 6 wspaniałych, zaangażowanych kobiet o ogromnych sercach. Stworzyłyśmy zespół – profesjonalny i zawsze oddany, którego nie zamieniłybyśmy na żadem inny. Polski Obserwator: Jakie są najczęstsze przyczyny zaginięć Polaków za granicą? SOS Zaginięcia: Każda historia jest inna, ale przyczyny są podobne. Często przyczyną zaginięć Polaków za granicą jest utrata pracy, która doprowadza do tego, że ludzie trafiają na ulicę, brak dochodów doprowadza do utraty możliwości kontaktu z rodziną i koło się zamyka. Zdarza się również, że wstyd, który towarzyszy w takich sytuacjach, doprowadza do zerwania kontaktów z najbliższymi. Czasem świadomie, a czasem kontakt traci się z banalnych powodów – ktoś zgubił telefon, ktoś stracił wszystkie numery, karta z polskim numerem przestała działać. Czytaj dalej poniżej Niemcy: Polak, który zginął na niemieckiej autostradzie to zaginiony Paweł Wielu osobom wyjazd do pracy za granicę wydaje się być szansą na lepsze życie. Niestety, jadą w ciemno, bez języka, bez odpowiedniego przygotowania, często podejmują pracę na czarno. Polacy stają się łatwymi ofiarami nieuczciwych pracodawców czy pośredników. Chcą się dorobić, ale gdy coś się nie uda, powinie się noga, jest wielki wstyd, który nie pozwala poprosić o wsparcie wtedy, gdy jeszcze jest na to czas. Przez niepowodzenie w pracy wielu wyjeżdżających po prostu obawia się przyznać swoim rodzinom, że nie poradzili sobie za granicą. Wiele zaginionych osób zrywa tez kontakt po popadnięciu w nałogi. Uzależnienie powoduje niejednokrotnie problemy z prawem i szereg kolejnych. Dużą liczbę stanowią właśnie sprawy, gdzie ktoś stracił pracę, za chwilę mieszkanie, i niestety, stał się bezdomny. Aktualnie, to bardzo duży problem – dla przykładu, w Holandii liczba bezdomnych Polaków sięga 2 tys. Poszukiwania bezdomnych są wtedy utrudnione, ale skuteczne. Takie poszukiwania bardzo często i szybko kończą się sukcesem. Zdarza się, że oprócz samego ustalenia miejsca pobytu, udaje się ich przekonać do powrotu do bliskich w Polsce. Warto też wspomnieć i zaapelować: prosimy wszystkich wyjeżdżających – warto znać chociaż jeden numer telefonu kogoś bliskiego na pamięć i obecny adres zamieszkania! To też jest częstą przyczyną zaginięcia. Znamy takie historie, gdzie osoby nie potrafiły dotrzeć z pracy do miejsca zamieszkania nawet przez kilka dni tylko dlatego, że nie znały adresu w obcym kraju. Oczywiście, w takich sytuacjach nie obeszło się bez problemów. Zdarzają się też samobójstwa, depresja, nagłe wystąpienie zaburzeń psychicznych czy wypadki, ale te stanowią mniejszy odsetek zaginięć. Polski Obserwator: W jakim wieku są osoby zaginione? SOS Zaginięcia: Nie ma reguły, w każdym wieku zdarzają się zaginięcia. W ciągu ostatniego roku, czyli w okresie pandemii, wzrosła liczba zaginionych nastolatków już w wieku 13 lat. Odnotowano też zdecydowanie więcej samobójstw. Polski Obserwator: Spodziewaliście się, że strona okaże się takim sukcesem? SOS Zaginięcia: Bardzo nam miło, że ktoś tak uważa. Nasza strona to oprócz nas tysiące ludzi, i chociaż my nie odbieramy tego jako sukces, to można by nieskromnie powiedzieć, że założony cel został osiągnięty. Bo jeśli udaje nam się zainteresować czytelnika historią innego człowieka i spowodować, że tak ogromna liczba osób jest gotowa pomagać, to może to jest pewnego rodzaju sukces. Nie jest to proste pytanie i łatwo można tu przekłamać. Po publikacji każdego apelu o zaginięciu dostajemy mnóstwo wiadomości prywatnych. Są to różne informacje, na przykład o tym, że zaginiona osoba była gdzieś widziana, albo informacje, które pomagają nam dalej sprawnie działać. Może się wydać to nieprawdopodobne, ale są i takie wiadomości, gdzie dostajemy dokładne adresy, gdzie osoba zaginiona przebywa. Polski Obserwator: Ile osób, procentowo, udaje się odnaleźć dzięki stronie i ile czasu to zajmuje? SOS Zaginięcia: Nie prowadzimy statystyk ile spraw udało wyjaśnić się dzięki SOS Zaginięcia, ale na pewno takie były. Nawet, jeśli przyczyniamy się tylko odrobię do odnalezienia. to nakręca nas to jeszcze bardziej. Pierwsze dni zawsze są najważniejsze – im szybciej rodzina zgłosi zaginięcie, tym lepiej, większość jednak odnajduje się do tygodnia. Bywają też szczęśliwe zakończenia po długich latach. Każde zdjęcie zmienione na „kolorową” grafikę na naszej stronie, to pozytywne zakończenie. Polski Obserwator: Z których krajów dostajecie najwięcej zgłoszeń? SOS Zaginięcia: Zaraz za Polską, najwięcej zgłoszeń to zaginięcia na terenie Niemiec i Holandii, Wielkiej Brytanii i Norwegii. Czyli z tych krajów, gdzie emigracja jest najbardziej popularna. Bardzo szybko dało się zauważyć, że dość spora liczba Polaków ginie w Niemczech i w Holandii. Dużo mniej w Wielkiej Brytanii czy Czechach. Polski Obserwator: Dlaczego akurat zgłoszeń z tych krajów jest najwięcej? SOS Zaginięcia: Każdy wyjazd z kraju, oprócz korzyści, niesie za sobą zagrożenia. Mając na myśli emigrację zarobkową, dla takich osób wszystko jest nowe i nie zawsze jesteśmy w stanie udźwignąć nową sytuację, nowe otoczenie, brak wsparcia czy gorycz porażki. Najtrudniejszą i najgroźniejszą zarazem sytuacją jest ta, w której człowiek nie widzi możliwości zmiany warunków, w jakich się znalazł. W jego ocenie sytuacja jest bez wyjścia, a konsekwencją takiej postawy jest utrata poczucia sensu i chęci życia. Na szczęście, zawsze można jakoś zaradzić. Rozmawiajmy! Mówmy o swoich problemach i nie bójmy się prosić o pomoc. Na pewno wokół nas są przyjaciele i rodzina, którzy nie przejdą obojętnie. Pomagajmy sobie i otwierajmy serca. Polski Obserwator: Dziękujemy za rozmowę.
polski detektyw w niemczech